Dla mnie jest to trzecia wizyta w Chinach na przestrzeni kilku lat. Po raz pierwszy wybrałem się z Agatą w celu turystycznym, samemu organizując pobyt. Na przygotowania poświęciłem sporo czasu, ale okazał się on doskonałą inwestycją. Chiny w odróżnieniu do wielu uczęszczanych turystycznie kierunków nie są jakoś specjalnie przyjazne turystom, a ogromna bariera językowa jeszcze wszystko komplikuje. Na szczęście jest kilka prostych rzeczy, które można zrobić przed wyjazdem, aby zapobiec wielu frustracjom na miejscu, ale o tym później.
Hainan od 1988 jest najmniejszą samodzielną prowincją Chin, w całości stanowiącą specjalną strefę ekonomiczną. Wyspa jest najdalej na południe wysuniętym zamieszkałym terenem znajdującym się na zwrotniku. Jest podobnej wielkości co Cejlon (Sri Lanka). Mieszka tu około 8 milionów ludzi, większość w głównym północnym mieście, Haikou. Od lat 90-tych XX wieku rozwijana pod kątem turystyki wewnętrznej. Mało uprzemysłowiona, pokryta w dużej części lasami tropikalnymi i formacjami powulkanicznymi. Wzdłuż wybrzeża wyspy wiją się piękne piaszczyste plaże.
Jeśli chodzi o turystykę międzynarodową, to kierunek dość egzotyczny. Jedynymi znanymi spotykanymi tutaj obcokrajowcami są Rosjanie. Wszak z Irkucka, czy Władywostoku bliżej tutaj niż do Moskwy. Hainan jest od jakiegoś czasu promowany przez Chińczyków jako cel wypoczynku. W 2017 roku, w Sanya na południu wyspy, zorganizowano finał wyborów Miss World. Od końca 2018 roku dla wielu krajów, w tym Polski, wprowadzono warunkowy ruch bezwizowy, którego warunki nie wszyscy chyba rozumieją.
Przekonaliśmy się o tym, patrząc jak grupkom rodaków, lecących na biletach z tej samej „promocji”, najpierw w Warszawie, a potem w Amsterdamie odmawiano wstępu do samolotu za brak ważnej wizy chińskiej. 5-osobowej rodzinie do samego końca, czyli do Haikou (przez Hong Kong) udało się jakoś przedrzeć przez sito i polecieć. Dopiero na miejscu dowiedzieli się, że nie spełniają warunków ruchu bezwizowego. Mam nadzieję, że celnicy byli dla nich łaskawi. O tym, jak działa ruch bezwizowy i jak dojechać tutaj, później.
Przylecieliśmy z Hong Kongu, co oznaczało wizytę na terminalu międzynarodowym. Lotnisko umiarkowanie spokojne i podobnie, jak na Okęciu, z kilkoma zbierającymi kurz Boeingami 737 Max lokalnych linii, czekającymi za zniesienie zakazu lotów. Dojazd autobusem i parterowa hala godna dworca kolejowego w dużym powiatowym mieście. Podczas, gdy terminal krajowy, z którego odlatywaliśmy był wielości Okęcia. To na wstępie pokazuje, jaki jest udział ruchu międzynarodowego do lokalnego.

Po wylądowaniu w Haikou zostało jeszcze dostać się do hotelu. Perspektywa spaceru na stację kolejową przy terminalu krajowym, żeby podjechać do centrum i przesiąść się w autobus do hotelu przegrywa z cwaniaczkowatym taksówkarzem, który udaje, że nie rozumie, że chcemy, aby policzył nas zgodnie z taksometrem. Ostatecznie ustalamy 200 yuanow (111,48 zł) i wiedząc, że jesteśmy rżnięci na dzień dobry, śmigamy odpocząć.
Oficjalna szaro-niebieska taksówka chińskiej marki z końca pierwszej fali lokalnej motoryzacji. Walizki na siedzeniu pasażera pod sufit, bo w bagażniku jest bulta gazu CNG wielkości małego bojlera. Kufer naszego sedana może tam zmieścić co najwyżej jakieś dwa nesesery.

Koszt spokoju w tym przypadku to było jakieś 60 yuanow (33,44 zł), bo o tyle mniej więcej powinien kosztować kurs taksówką wyliczony przez aplikację Didi, która jest chińskim odpowiednikiem Ubera. Udało się nam do niej uzyskać dostęp co diametralnie zmieniło reguły gry i pozwoliło nam na dużo większą niezależność na miejscu. Przejazdy były sporo tańsze niż taksówkami, a auta dużo wygodniejsze i solidniejsze.
Mariusz

