Wstałam później niż planowałam, ale za to porządnie się wyspałam, a to jest niezbędne do harmonijnego funkcjonowania za dnia. Zresztą plan można zmieniać, o czym wspominałam w innym wpisie.

CO MNIE OMINĘŁO RANO?

Zwiedzanie Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nie brzmi to porywająco (zdaję sobie z tego sprawę), ale nic bardziej mylnego. Sądzę, że wizyta w tym miejscu może być fascynująca. Zorientowałam się również, że przydałoby się zarezerwować na nią co najmniej cały dzień.

Jest tam sporo miejsc do zobaczenia, rozsianych po całym mieście: wiele muzeów, a w nich przeróżne wydarzenia: konferencje, wykłady i wystawy.

UJ ma także przepiękny Ogród Botaniczny, po którym na pewno miło się spaceruje.

Ponadto: Biblioteka Jagiellońska, która powstała w XIV wieku. Jak ją zobaczyć od środka? Otóż, istnieje opcja zwiedzenia starego i nowego gmachu, ale tylko w zorganizowanej wcześniej grupie, którą trzeba by zebrać i zgłosić w bibliotece. Można też po prostu przyjść na jakąś wystawę, czy inne wydarzenie kulturalne, albo wyrobić sobie kartę czytelnika i przy tej okazji rozejrzeć się w środku.

UJ posiada również Obserwatorium Astronomiczne, w którym raz na jakiś czas organizowane są wieczory otwarte (zwane: wieczorami z gwiazdami).

Uczelnia – co ciekawe – posiada własną winnicę. Na jej stronie na Facebooku, możemy przeczytać taki oto opis:

Winnica Nad Dworskim Potokiem pragnie nawiązywać do najlepszych tradycji polskiego winiarstwa, zgodnie z sentencją in vino veritas.”

W zakładce Wydarzenia, znajdziecie terminy dni otwartych (za free), podczas których można zwiedzić winnicę z przewodnikiem oraz zakupić uniwersytecki trunek.

GDZIE IŚĆ NA ŚNIADANIE?

Ja wybrałam się – już nie pierwszy raz zresztą – do Cafe Bunkier na Plantach, przy pl. Szczepańskim 3a. Śniadania podają do 12:00. Przyrządzają je ze świeżych składników i muszę przyznać, że to, co tam jadłam, bardzo mi smakowało. A były to:

  • jajka benedyktyńskie (21 zł): tost pszenno-żytni na maśle, szpinak, bekon, 2 jajka w koszulkach, sos holenderski, pomidor, szczypiorek
  • obwarzanek ze szpinakiem (17 zł): obwarzanek krakowski, szpinak, pesto dyniowe, mozzarella, domowa salsa pomidorowa

Kawa również jest dobra, a klimat w osłoniętym ogródku – bardzo przyjemny (w środku nigdy nie byłam, ale na zdjęciach wygląda fajnie) – trochę, jak w oranżerii lub na secesyjnym dworcu.

Miłe miejsce, żeby posiedzieć chwilę dłużej, poczytać, popisać, pokontemplować życie dookoła i to wewnętrzne, własne. Z tego, co widzę na ich fan page’u na Fabcebooku, można spędzić tam Sylwestra – zatem jedna opcja już jest.

PRACOWNIA I MUZEUM WITRAŻU

To nie jest zwykła, nudna wizyta w muzeum. To niepowtarzalne doświadczenie. Każdego z Was zachęcam do odwiedzenia tego miejsca.

Jest to „świątynia” dawnego rzemiosła, przeniesionego do czasów współczesnych w praktycznie niezmienionej formie. W trosce o zachowanie tradycyjnych technik i materiałów – w hołdzie autentyczności, witraże w tejże pracowni wykonuje się tak samo, jak to robiono od czasów założenia Krakowskiego Zakładu Witrażów S.G. Żeleński w 1902 roku. To najstarsze tego typu miejsce w Polsce. Na stronie muzeum możemy przeczytać:

„Dzięki nowatorskiej koncepcji żywego muzeum można u nas zobaczyć artystów przy pracy oraz poczuć atmosferę przestrzeni, w której realizowali swoje projekty najwięksi twórcy epoki, na czele z Wyspiańskim i Mehofferem. „

Muzeum można zwiedzać tylko z przewodnikiem, ponieważ odbywa się ono po pomieszczeniach, w których ludzie pracują nad tworzeniem witraży – i już samo to jest niesamowite!

Są wyznaczone określone godziny zwiedzania, które odbywa się albo w języku polskim, albo po angielsku. Normalny bilet (jęz. polski) kosztuje 28 zł i niech Wam się wewnętrzny skąpiec nie odzywa przy płaceniu. Zróbcie to z pokorą, a po wyjściu zrozumiecie, że było warto.

Co więcej, a co mnie osobiście bardzo ekscytuje, to możliwość wzięcia udziału w warsztatach i kursach z mistrzem! Jak się już zapewne domyślacie – moja kolejna wyprawa do Krakowa będzie związana z poznawaniem zakamarków UJ oraz wykonywaniem witraży. To jasne.

W sklepie przy muzeum można kupić małe, ręcznie robione witrażyki. Ja jednak nabyłam kubek, ale zrobiłam kilka zdjęć pozostałych pamiątek.

Na stronie internetowej muzeum znajdziecie mapkę, na której zaznaczone są miejsca w Krakowie, w których możecie obejrzeć różne witraże. Po kliknięciu w wybrany punktor, pokaże Wam się zdjęcie, adres oraz informacja o witrażach, które się tam znajdują. Można więc zorganizować sobie miły spacer szlakiem krakowskich witraży, co oczywiście też mam w planie.

Nie będę Wam opowiadać o tym, jak krok po kroku powstają witraże w krakowskiej pracowni, bo nie chcę spojlerować.

Nadmienię tylko, że miałam niepowtarzalną okazję zobaczyć artystę, malującego na szkle twarz Polonii z projektu dotąd niezrealizowanego witraża (o tej samej nazwie) Stanisława Wyspiańskiego. Witraż pierwotnie przeznaczony był do katedry we Lwowie.

Nie został zrealizowany, ponieważ postać reprezentująca Polskę jest na nim przedstawiona jako ginąca chłopka, a w ten sposób było niegodnym wówczas przedstawiać nasz kraj.

Obecnie w krakowskim muzeum ten witraż jest właśnie wykonywany. Pierwsze podejście do wypalenia fragmentu szkła z namalowaną twarzą Polonii skończyło się jego zbiciem. Pracownicy muzeum śmieją się, że nie wyszła ona najlepiej i Wyspiański zza grobu zniszczył nieudane dzieło.

W muzeum możecie również zobaczyć witraż „Apollo” projektu Stanisława Wyspiańskiego, wykonany przez Piotra Ostrowskiego. O symbolice dzieła i procesie jego powstawania przeczytacie TUTAJ (tekst jest bardzo ciekawy).

FESTIWAL SZTUK WIZUALNYCH

Będąc w Krakowie załapałam się na Krakowskie Spotkania Artystyczne „Dialogi”. W ramach tego wydarzenia obejrzałam Przestrzeń_znaczeń – wystawę rzeźb w plenerze na Plantach.

Druga wystawa, jaką widziałam, w ramach „Dialogów” to ZPAP_ASP, zorganizowana w Bunkrze Sztuki.

Jest formą dialogu pomiędzy dwoma instytucjami kultury, z których jedna kształci artystów, a druga dzięki tym artystom istnieje.”

Poniżej przedstawiam kilka prac, na jakie zwróciłam szczególną uwagę. Dopisuję do każdej parę swoich skojarzeń. Ty dodaj swoje .

„Ołtarz demokracji” 2007, Jerzy Bereś

* moje skojarzenie: pegaz na uwięzi / wolność na wodzy

„Emballage metaphorique” („Opakowanie metaforyczne”) 1966 Tadeusz Kantor | technika mieszana, na płótnie, 97×131 cm, z kolekcji Galerii Starmach

* moje skojarzenie: upadek z wysoka / staczanie się

„Przyjdź, precz” (tryptyk: Żółty, Niebieski, Czerwony) Zbylut Grzywacz 1998-1999 | olej na płótnie, 130×130 cm każdy, własność: Joanna Boniecka

* moje skojarzenie: na zakrystii / kardynalne błędy

Z kolejnych dwóch obrazów wybrałam sobie fragmenty, które najbardziej zwróciły moją uwagę i zrobiłam im zdjęcia. Powstały subiektywne obrazy. Jak widać – z dziełem można nawiązać kontakt, o czym opowiem w innym wpisie.

„Biały kamień i wiatr III” 2018, Barbara Adamowicz | olej na płótnie, 100×75 cm

* moje skojarzenie: szczelina czasoprzestrzenna / przeciśnięcie

„Biały kamień bezimienny” 2019, Barbara Adamowicz | olej na płótnie, 100×75 cm.

* moje skojarzenie: przecieram oczy / spływają brudne łzy

Poniżej seria rysunków atramentem na papierze, przedstawiających żaglowce bojowe, wykonanych przez grafika Stanisława Tabisza w tym roku (2019)

* moje skojarzenie: Odyseja / żagle, jak orientalne dywany

Marian Gołogórski „Kompozycja rzeźbiarska”, rzeźba polichromowana, wysokość największej figury: 57 cm

* moje skojarzenie: obłęd, który nie mieści się w głowie

Jacek Waltoś „Z pamięci (Twarz X, E. W.)” 2001/2005 | cement, grys marmurowy, 40x27x22 cm

* moje skojarzenie: Wielki Przyjazny Olbrzym (The BFG) – moja ukochana bajka z dzieciństwa, wyprodukowana w 1989 roku, można ją obejrzeć TUTAJ.

Jacek Kucaba „Bez tytułu” 2019 | 230x120x50 cm

* moje skojarzenie: ograniczenia / grzechy

Trzy „Reliefy [płaskorzeźby] czerwone” 1970/1971 Mikołaja Kochanowskiego | każdy 73×73 cm

* moje skojarzenie: pomysły / zalążki idei

Praca o przesłaniu ekologicznym Marii „Mai” Moroz o nazwie OJ! Kora, na niej mech i małe krzaczki, a na tym wszystkim leżą białe maski antysmogowe. Tytuł nawiązuje do dźwięku, jaki wydobywa się z instalacji – słychać ciągle powtarzające się, bolesne, piskliwe: „oj…oj…oj…”

* moje skojarzenie: zranienia i uduszenia

Józef Pogwizd „Wędrówki genów” 2019 | rysunek na papierze, 100×70 cm | Inne prace artysty możesz zobaczyć TUTAJ

* moje skojarzenie: cząstki elementarne / kosmosy wyobraźni

Krzysztof Kędzierski „Pejzaż” | technika własna, mosiądz polerowany i patynowany | kolekcja Konstantego Węgrzyna

* moje skojarzenie: Mały Książę

Ludwika Szemioth-Bursa, „Głowa konia” 2016 | rzeźba ceramiczna | Wywiad z artystką na temat jej męża Andrzeja Bursy – jednego z „poetów wyklętych„, prozaika i dziennikarza – TUTAJ

* moje skojarzenie: maska na czas nic nie robienia

Trzecia wystawa, jaką zobaczyłam na festiwalu nosiła nazwę Pamięci Artystów Polski Niepodległej. Zrobiła na mnie spore wrażenie.

Weszłam do sali wystawowej. Pierwsze, co zobaczyłam, to spory, czarny ekran telewizora, stojący na czarnym statywie, a ten na czarnym materiale rozłożonym na podłodze. Ogólnie – czerń i plakietka z tekstem, w którym jedno słowo zostało napisane większym fotem – „WOLNOŚĆ”.

Usłyszałam krzyki manifestujących ludzi. Wideoinstalacja Artura Tajbera przedstawia czarno-biały film, pokazujący strajki. W pierwszej chwili myślałam, że są to materiały wyjęte z archiwów PRL-u. Zorientowałam się jednak, że to historia najnowsza – nagrania z polskich protestów, dotyczących praw kobiet, zwanych „Czarnymi protestami”. W niektórych z nich sama brałam udział.

Skojarzenie z ciemnym okresem w przeszłości, wszechoecna czerń, mocne treści transparentów…

zbliżenia na twarze kobiet i mężczyzn, skandujących wolnościowe hasła…

…. oraz solidna głośność filmu – wszystko to oddziaływało na mnie z dużą siłą. Stojąc tam, wmurowana w ziemię, dotknąłem patosu chwili, odczułam moc buntu, wewnętrzną solidarność, niechcianą niesprawiedliwość i – stojące gulą w gardle – wzruszenie. Uroniłam kilka wstydliwych łez. Zapamiętałam ten moment i przeniosłam go ze sobą z Krakowa do Warszawy. Tak wielka jest we mnie (i sądzę, że nie jestem tu odosobniona) potrzeba POKOJU, WOLNOŚCI, TOLERANCJI i WZAJEMNEGO SZACUNKU.

Poniżej dwie prace Jakuba Najbarta z tej samej wystawy:

  • „Koń” 2014 | olej, płótno, 140×180 cm

* moje skojarzenie: utrata zmysłów

  • „Maska (<<Spiski watykańskie>>)” 2014 | olej, płótno, 140×180 cm

* moje skojarzenie: stan przejściowy

Kolejny artysta to Aleksander Fraj Pieniek. Jego prace określiłabym, jako studnie bez dna znaczeń.

Pierwsze dwa dzieła, o takiej samej nazwie „Dobre Lewe Papiery”, tylko z innym numerem: I i II – to ogromne kolaże. Na moje oko, potraktowane razem – kształtem przypominają biblijne, kamienne tablice z przykazaniami. Mogą być to także nagrobki żydowskie i wtedy kontekst nam się zmienia. Każdy może mieć inne skojarzenie i odbierać dzieło na swój własny sposób. Uważam, że to właśnie jest w sztuce piękne!

Z daleka prace wyglądają, jak wyłącznie pomalowane.

Jednak przyglądając się im z bliska, dostrzegasz detale i wtedy samoistnie zaczynasz niezwykłą przygodę…

Dwie powierzchnie papieru, każda o rozmiarach 224×86 cm – zarówno ich awers, jak i rewers – pokryte są mrowiem wycinków z gazet. Patrząc na nie, możemy sami wymyślać historie dla tych przypadkowych lub nieprzypadkowych połączeń zdjęciowo-tekstowych.

W ten sam sposób, została wykonana kolejna praca częstochowskiego artysty, która nosi tytuł „Być (nie być) jak profesor Jonasz Stern II” 2018/19 | awers i rewers, technika mieszana: akryl, tusz, collage, decollage na papierze w kształcie koła o średnicy 240 cm.

Weszłam w grę z tym dziełem. Przyjrzałam się mu uważnie i wybrałam te fragmenty, które mnie najbardziej zaintersowały. Oto i one:

Jeśli chcecie się lepiej zapoznać z twórczością Aleksandra Fraj Pieńka, polecam artykuł Ireny Popiołek do Horyzontów Wychowania 2015, Vol. 14, No. 32. Do pobrania TUTAJ.

Następny artysta: Marek Szymański „…i uskrzydlonych nagle w aniołów przerobi…” 2019 | technika własna (złom żelazny).

Nazwa dzieła jest fragmentem wiesza Zuzanny Ginczanki, który zaczyna się od słów od słów Non omnis moriar (czyli Nie wszystek umrę), pochodzących z horacjańskiej Pieśni III, 30, zatytułowanej Exegi monumentum aere perennius (czyli Wzniosłem pomnik twardszy niż ze spiżu).

Jak zapewne pamiętacie z lekcji języka polskiego – Horacy zapoczątkował tym utworem motyw pojawiający się później wielokrotnie w literaturze. Dotyczy on pośmiertnej sławy artysty i jego dorobku twórczego, który pozostanie zapamiętany przez kolejne pokolenia. Dlatego właśnie nie wszystek umrze, a wręcz przeciwnie – zyska nieskończoność. Sława o nim i jego dziełach pozostanie w kulturze i sztuce na zawsze.

Polskimi twórcami odwołującymi się w swoich utworach do horacjańskiego motywu Exegi monumentum… byli, m.in.: Mickiewicz, Kochanowski, Słowacki, Rymkiewicz, Tuwim, czy Słonimski.

Następny artysta: Dariusz Vasina „Nieznani artyści XX-lecia międzywojennego” 2019 | odbitki cyfrowe, taśma papierowe

Następnie bardzo ciekawa instalacja (szkło, rośliny, owady, minerały) autorstwa Bogdana Bachorczyka, o nazwie „Na początku było niebo i ziemia i jelonki” 2016. Warto przejrzeć jego facebookowy fan page Czysta siedemnaście.

Są trzy tytuły, pop jednym dla każdego z trzech obrazów olejnych Saławomira Lewczuka. Jednak nie wiem, która nazwa odnosi się do którego dzieła. Dlatego zachęcam do zabawy w dopasowywanie.

  • „z cyklu Symptomy-Spinacze II” 1980 200×185 cm
  • „z cyklu Symptomy-Sterownik” 2016 185×200 cm
  • „z cyklu Symptomy-Okrawki” 2017 135×185 cm

Teraz tryptyk olejny 200×155 cm [3x], o nazwie „Treny smoleńskie” 2010/2011, autorstwa Tadeusza Gustawa Wiktora

LITERACKI KRAKÓW

Na niektórych krakowskich ławkach można znaleźć tabliczki z QR kodem i nazwiskiem pisarza. Po zeskanowaniu kodu otwiera się strona ze zdjęciem i biogramem artysty. Jest tam również jeden z jego utworów do przeczytania oraz do posłuchania, a także mapa z zaznaczonym miejscem ławki, linkującej do danego pisarza.

Akcja ławkowa jest częścią większego i wewnętrznie bardzo różnorodnego projektu o nazwie Miasto Literatury. Warto zapoznać się jego programem – jest bogaty, niezwykle kreatywny i ciekawy. Można się nim wyjątkowo wszechstronnie zainspirować!

Ja trafiłam akurat na ławkę, dotyczącą Czesława Miłosza. Zeskanowałam kod i weszłam na stronę >> z wierszem „Piękne czasy” w wersjach: do przeczytania i posłuchania recytacji w wykonaniu samego autora. Polecam!

Spacerując po Plantach, zrobiłam również zdjęcie podłogi (więcej tego typu fotek, znajdziecie w moim innym wpisie) z cytatem z Miłosza. Napis został wykonany w ramach Festivalu Miłosza, który odbył się w czerwcu tego roku.

Znalazłam jeszcze COŚ, a mianowicie – projekt „Reading Małopolska”. Na jego stronie znajduje się mapka z zaznaczonymi małopolskimi miastami. Po kliknięciu w nie, pojawia się strona, opisująca aspekt literacki danego miasta – kto w nim tworzył, kiedy, gdzie i w jaki sposób był powiązany z tym miejscem. Poniżej filmik, promujący tę akcję – według mnie – bardzo dobrze opracowaną.

Ponadto – z poziomu mapy, można wybrać dowolny szlak literacki (po Małopolsce). Wówczas na mapie pokazuje się odpowiednia trasa. Mamy tam: Lema, Mrożka, Miłosza, Turowicza, kobiety oraz pozostałe szlaki: kryminalny, literatury żydowskiej, młodej literatury, reportażu współczesnego.

CZARNA KOMEDIA W KINIE AGRAFKA

W sobotę wieczorem wybrałam się do studyjnego Kina Agrafka przy ul. Krowoderskiej 8 (mają bardzo interesującą ofertę, zachęcam Was do zerknięcia na ich stronę przed wyjazdem do Krakowa). Poszłam na film, pt. „W cieniu drzewa„, duńsko-islandzko-polską czarną komedię, w reżyserii Hafsteinna Gunnara Sigurðssona .

Film średnio mi się podobał, mimo wielu nagród, jakie otrzymał. Chyba nie odpowiadała mi powolność akcji i nie zainteresowały mnie historie rodzin, opowiedziane w filmie. A o to między innymi chodziło. Fabuła została oparta na sąsiedzkim sporze o drzewo, które stało się jednocześnie symbolem podziału i nienawiści człowieka do człowieka – wyolbrzymionej aż do groteski.

Na przerysowaniu tej negatywnej emocji i robieniu sobie na złość, bazuje też argentyńsko-hiszpański film „Dzikie historie„, w reżyserii Damiána Szifróna. Ten bardzo mi się podobał i polecam jego obejrzenie, jeśli jeszcze nie widzieliście. W tym gatunku – w moim rankingu – chyba nawet jest królem. I tu akcja jest bardzo dynamiczna.

Może dlatego, że ten film pochodzi z południa Europy, a „W cieniu drzewa” to północ… Inny temperament. Jednak wydaje mi się, że jeśli autor chce dobrze pokazać doprowadzoną do granic złość, agresję, czy furię, to tempo działań bohaterów powinno być odpowiednio szybkie.

Oczywiście, jest różnica, jeśli chodzi o rodzaje przedstawionej w obu filmach złości – w duńskiej produkcji mamy sąsiedzkie podchody, utajnione, do których żadna ze stron nie chce się przyznać i raczej ludzkie zgorzknienie, niż otwartą wojnę, która pojawiła się dopiero w finałowej scenie. W hiszpańskim filmie złość tryska z postaci, wylewa się gwałtownymi wstrząsami i wybucha z dużą siłą. Można by tak wytłumaczyć różnice w dynamice akcji obu dzieł.

Niemniej uważam, że czarna komedia powinna być mocno groteskowa i przerysowana, aby wzbudzać śmiech z tragicznych lub strasznych rzeczy – tak jest w „Dzikich historiach”, a brakuje mi tego w przypadku „W cieniu drzewa”, podczas którego ani razu się nawet nie uśmiechnęłam…

NAPIĆ SIĘ, POSIEDZIEĆ, ODPOCZĄĆ CHWILĘ

Tego dnia w Krakowie zatrzymałam się na chwilę w trzech miejscach, żeby odpocząć od zwiedzania, popisać, poczytać i pokontemplować.

PUB BETEL

Byłam w Pubie Betel. Wypiłam Prosseco i sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy. Na ścianach kilka nowoczesnych obrazów postaci bez twarzy, żywa cegła, ale nie obgryziona zębem czasu, tylko tak ot wzięta z fabryki cegły, stoliki i krzesła trochę, jak na stołówce (bardziej by tam pasował jakiś vintage), muzyka nie za głośno i znośna, acz nie porywająca (a przecież tyle na tym świecie stworzono dobrej muzyki…), przyciemnione światło, antresolka w środku, a na zewnątrz ogródek – wszystko niby ok, ale jakoś nie ma tam, jak dla mnie – magicznego, artystycznego klimatu krakowskiej bohemy. Choć to miejsce takie chciałoby być.

Miejsce stricte na drinka, brak dobrego piwa, nie jadłam, więc tu milczę. Wiem – po zdjęciach na Facebooku – że odbywają się w Pubie Betel koncerty i w tym celu mogłabym się przejść, jednak na spotkanie ze znajomymi wybrałbym raczej Viva la Pinta, gdzie byłam pierwszego dnia mojego pobytu w Krakowie, w piątek, albo jakieś inne miejsce.

PESTKA Z AWOKADO

Niedaleko Kina Agrafka posiedziałam trochę w restauracji Pestka z Awokado, przy Długiej 51. Schroniłam się tam przed deszczem i napiłam dobrego, domowego, białego wina. Było całkiem przyjemnie. Nie jadłam, ale menu mają ciekawe – lokalne specjały w przystępnych cenach. Mogę obstawiać, że ładnie podane i świeże -intuicja mi to podpowiada :>

THE PIANO ROUGE

Ostatnie miejsce, w którym odpoczywałam, tym razem już późnym wieczorem, po całym, aktywnym dniu pełnym spacerowania, jeżdżenia na hulajnodze i zwiedzania. W The Piano Rouge usiadłam na dłużej. Zajęłam stolik z widokiem na Bazylikę Mariacką i Sukiennice – bajka. Zamówiłam drinka. Nie pamiętam już jakiego, ale był ok.

Jest to dość turystyczne miejsce, jak to bywa z lokalami na Rynku. Niemniej cały stolik miałam dla siebie i mogłam odciąć się od zgiełku dookoła, zakładając słuchawki i delektując się DOBRĄ muzyką.

W pewnym momencie nawet wybrałam słuchanie ludzi, którzy usiedli przy stoliku obok – grupa Angików podrywała dwie Polki. Sytuacja warta kontemplacji. Bezcenne dialogi. :> W lokalu na co dzień gra muzyka na żywo. Możliwe, że wtedy, kiedy ja byłam, w środku odbywał się jakiś występ, jednak wybrałam ogródek.

Sądzę, że może tam być smacznie, choć menu nie wygląda na bardzo wyszukane. Wypróbuję następnym razem. Miejscówka doskonała do podziwiania uroków Starego Miasta i przechodniów. Ja lubię obserwować ludzi. Pewnie ma to jakąś nazwę… :>

JAPONIA W KRAKOWIE

Jednym z ważnych punktów w moim planie zwiedzania Krakowa, było Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha. Zwłaszcza ze względu na wystawę, stworzoną przez Krzystofa Gonciarza (znanego vlogera, miłośnika i mieszkańca Japonii, którego filmy oglądam od pewnego czasu z dużą przyjemnością). Wystawa nosi tytuł TOKIO 24 i trwa do 29.09.2019, więc macie jeszcze trochę czasu, aby ją zobaczyć – a warto!

Składa się z niesamowitego filmu, który Krzystof Gonciarz stworzył z nagrań zrobionych podczas swojego pobytu w Tokio. Pokazuje on życie mieszkańców Japonii od zmierzchu do świtu – całe 24 godziny, zmontowane w piękny sposób. Sam opisał to tak:

„Tokio 24 to moja dokumentacja pętli, której codziennie od nowa doświadcza mieszkaniec stolicy Japonii. Chcę pokazać zwykłe i niezwykłe elementy codzienności, te intymne i te odbywające się na skalę całego miasta.Źródło>>

To obraz pełen najróżniejszych kontrastów – światła i ciemności, prędkości i powolności, hałasu i ciszy, tradycji i kultury, brudu i czystości, koloru i szarości, ulotności i stałości, starości i nowości/młodości, technologii i natury… Oglądając tą produkcję można wręcz fizycznie odczuć dynamikę miasta, które widzi się z różnych perspektyw, zakamarków, w innych momentach dnia, w miejscach tłocznych i odludnych, gdy tętni szaleńczym życiem i śpi osłonięte spokojem. Powstało wartościowe dzieło wrażliwego artysty, oddające – tak sądzę – kwintesencję japońskiej kultury.

Drugą część wystawy stanowi instalacja artystyczna. Jak ją odebrałam? Jest to dla mnie duże czarne, ciemne pomieszczenie, wypełnione neonami, światłami, kolorami, dźwiękami, lustrami, plastikami, różnymi fakturami i kształtami – wszystko odbija się od siebie nawzajem – błyski, złudzenia optyczne, tęcze. Na ścianach wyświetlane są sceny z Japonii. Ogromna ilość elementów, z którymi obcuje się po omacku, przez przypadek, ze zdziwieniem, zachwytem, olśnieniem, ciekawością, wpadając na przedmioty, błądząc, jak w labiryncie, nie wiedząc co wybrać najpierw i gdzie iść potem – wszystko chce się zrobić na raz. Opcja na kreatywne zdjęci – nieskończona. Magiczność. Inny świat.

Chaos świateł i dźwięków – taki nie do ogarnięcia. Czy tak się czuje człowiek w samym środku tokijskiego oka cyklonu? Przypuszczam, że podobnie. Niezliczona wielość bodźców, jakie dochodzą do człowieka jest zarazem straszna i fantastyczna, przytłaczająca, stwarzająca poczucie bycia maleńkim trybikiem w dużej maszynie, a jednocześnie – dająca świadomość bycia częścią czegoś niesamowitego, wysoko rozwiniętego. Dla mnie było to wyjątkowe doświadczenie, które z pewnością zapamiętam. Cel został osiągnięty. Przez chwilę poczułam magię i grozę japońskiej metropolii.

Podczas wizyty w Manggha byłam jeszcze na dwóch wystawach:

Tokio. Smok i Smok (do 29.09.2019)

Kodomo No Kimono (do 25.08.2019)

GDZIE WARTO ZJEŚĆ OBIAD?

Na obiad tego dnia wybrałam restaurację i winiarnię Klimaty Południa. Przyjemne miejsce, z bardzo dobrym jedzeniem, świetnym winem i miłą, profesjonalną obsługą. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Spędziłam tam dobrze czas, delektując się smakami, aromatami i pisząc dziennik. Na pewno wybiorę się tam kiedyś na jakiś wieczór degustacyjny.

Tak mi minął drugi dzień (sobota) mojego weekendowego wyjazdu do Krakowa. Opis pierwszego dnia znajdziesz TUTAJ.

Poniżej zamieszczam jeszcze trochę sobotnich zdjęć ze spacerów po mieście:

Agata

Dodaj komentarz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: